Pierwsza niedziela miesiąca w Paryżu oznacza bezpłatny wstęp do wielu miejsc biletowanych (np. Łuk Tryumfalny, Luwr). Jednym z takich miejsc jest także Musée d'Orsay, do którego wybraliśmy się ostatnio.
Urządzone w budynku starego dworca, robi pozytywne wrażenie już na samym wejściu. Od głównej hali, w której umieszczono rzeźby, odchodzą mniejsze sale, wypełnione głównie malarstwem francuskim. Na parterze znajdziemy oprócz galerii symbolistów (i mnóstwa Toulouse-Lautreca) fantastyczną makietę budynku opery (przekrojoną jak tort - byłby to najpiękniejszy dom dla lalek, jaki w życiu widziałam :) ), a także odrobinę przedmiotów sztuki użytkowej (porcelanowe wazy, szafy, stolik z Sèvres), fotografie z XIX wieku i nieco rysunków architektonicznych.
Wikipedia, Wnętrze muzeum Orsay
Toulouse-Lautrec, Tańcząca Jane Avril
Kolejny poziom to moja faworytka - sala balowa z ogromnymi lustrami i kryształowymi żyrandolami i pięknie zdobionymi ścianami i sufitem. Na galeriach zaś znów rzeźba, odrobina mebli Art Nouveau i malarstwo - m.in. autoportret Van Gogha, na który już nie starczyło mi kolan. A to dlatego, że pognaliśmy przez pawilony (sztuka użytkowa, meble w stylu art nouveau) na poziom nr 5, gdzie wśród impresjonistów przelewała się ogromna ciżba.
Monet, Manet, Renoir, Cézanne, i w końcu Degas... - mieniło się przed oczami, nie powiem :) Najbardziej chciałam zobaczyć sielski obrazek Moneta ze spacerem wśród makowego pola, zatytułowany po prostu "Maki". Zobaczyłam. I się zawiodłam.
Monet, Manet, Renoir, Cézanne, i w końcu Degas... - mieniło się przed oczami, nie powiem :) Najbardziej chciałam zobaczyć sielski obrazek Moneta ze spacerem wśród makowego pola, zatytułowany po prostu "Maki". Zobaczyłam. I się zawiodłam.
Monet, Maki
Za to zaskoczyły mnie inne obrazy, jak chociażby poniższy.
Caillebotte, Cykliniarze
Oraz ten ;-) będący widokiem z Orsay na Sekwanę i Luwr.
Humbak lub Foka, Pejzaż
Oczywiście, bardzo chciałam zobaczyć oryginał tancerki Degasa, której figurkę znam z kominka rodziców. Wydała mi się za duża, za smutna, i w ogóle nie taka, jak trzeba. Mimo to, w pewnym sensie wróciła z nami do domu - w formie zdjęcia na malutkim pudełku z pozytywką grającą Jezioro łabędzie. :-)
W drodze powrotnej migały nam wystawy. Czy u Was też już zajączki za szybą?
* Wszystkie fotografie obrazów i wnętrza muzeum pochodzą z sieci (głównie Wikipedia), ponieważ jest to chyba pierwsze muzeum, w którym nie wolno fotografować - ani "siebie na tle rzeźby, której autora nawet nie znam", ani eksponatów. :(